Obóz cz. 7 – gitarą i piórem
20 września:
Dzień pożegnań i powitań. Najbardziej zasmuciło nas opuszczenie obozu przez Brata Piotra. Najbardziej ucieszyło przybycie śledzi i kartofli. Załoga wreszcie się umyła, baraszkując nieroztropnie w wodzie niczym cyrkowe foczki. Reminiscencja wczorajszego wieczoru odbiła się na porannym humorze kierownika, co skutkowało dużym poruszeniem i dokumentnym sprzątnięciem całego obozu. Ciężki dzień ciężkiej pracy. Demontaż wyspy został formalnie zakończony, dużym nakładem sił obozowych. Sukces pełen. Jutro stery przejmuje SZB. A MEL podśpiewując „luba mamka maja” i „ciorny bakłan” udaje się na zasłużony odpoczynek. Can foka sleep under the water? Yes she can, yes she can.
19 września:
Ptasia nędza. Dalej czyścimy i naprawiamy wacki. Wschodni odłam kulinga wizytuke magazin, a kazhdy den eto woskriszenye. Momentami robi się romantycznie i dyferencjonujemy semantyke istotowosści przestrzeni i jaźni. Pojecie ega rozmywa się niebezpiecznie. Jak przekonać do poliamorii?
Pytania pęcznieją, odpowiedzi brak.
Jedyne do czego doszliśmy, to że foki mogą grać na gitarze, ale tylko parami. Zawsze to coś.
Z nadzieją wypatrujemy świtu. Nadzieja umiera ostatnia.
18 września:
Ptaki nas nieco zawiodły. Korzystając z wolniejszego czasu, zabraliśmy się ochoczo za czyszczenie wacków (efekty przed i po na zdjęciach). Było brudne, a jest czyste – jak mówi poeta. W głowach mamy jeszcze echo ciornego baklana i muzycznego wykładu o gęsiach. Wpadamy w depresję po opuszczeniu obozu przez poprzednią panią kierownik. Nowy załogant przywiózł bułki oraz niezwykły nawyk częstego mycia. Mocno skonsternowani postanawiamy dalej pozwolić rosnąć naszej tęsknej depresji. Jutro będziemy walczyć dalej wspominając obiad doprawiony dużą ilością płatków chilli.
17 września:
Dziś dzień pełen wrażeń. Poranny odbiór śmieci, dostawa gazu i związana z tym ciepła kawa spowodowała geometryczny wręcz wzrost morale załogi. Po zdrowym, odkwaszajacym organizm śniadaniu (jaglanka z orzechami i jabłkami), pełni energii Piotr (kajakiem) i Slava (pieszo) przetransportowali puste butle gazowe do Dragona, wracając z kajakiem pełnym zakupów i wody. Rychło w czas. Pod nieobecność Chłopaków ZPS przekazała linijkę MEL i ochoczo zabrała się za kuchenne rewolucję. Z ograniczonych zasobów żywieniowych stworzyła cebulowo-jabłkowe sycące curry. Następnie Kierownicy przeprowadzili wspólnie tradycyjny chrzest obozowy – załogantów spotkał wielki zaszczyt i niepowtarzalna okazję całowania dwóch kierowniczych kolan naraz! Co to się działo. Wszyscy dzielnie wstąpili w kulingowskie obozowe szeregi. Ptaki natomiast nie dopisały, z wyjątkiem ostatniego obchodu, gdzie highlightem był bodziec śniady. Po sytej kolacji nastąpił wieczór długich, kompleksowych, profesjonalnych wykładów Piotra (głównie o gęsi zbożowe, która już nie istnieje) w akompaniamencie gitary MEL. Kto go zna, ten zrozumie 🙂
16 września:
Siewki w wacki wchodziły marnie, dwie butle gazu skończyły się jednocześnie, a Tomek, Beata, Gosia i Paweł pożegnali się z nimi. Taki dzień. Smutno trochę. Ale widzimy się najpóźniej za rok! Na szczęście humory poprawiła nam wizyta kolegów Pavla i Artema z Torova (Belarus) oraz wspólna konsumpcja przepysznej 'fancy’ pulpy I darów Białorusi. Dojechał także kierownik MEL, przejmujący jutro dowodzenie od ZPS, co zaowocowało gitarowym wieczorem.
15 września:
Za nami dzień ptasio zdecydowanie spokojny. Liczebność w wackach spada, ale znów zaczął wiać wiatr, więc może coś przywieje. Z rana miały miejsce załogowe roszady – ze łzami w oczach pożegnaliśmy reprezentację Południa (Karola, Kamila i Stasiu – tęsknimy!), powitaliśmy natomiast posiłki z Północy (wczoraj w nocy Beatę, a rano Małgosię i Pawła, wszystkich z dostawą domowego jedzenia!). Świętowaliśmy więc po raz kolejny – bo w większym składzie fajniej – oba siewkowe jubileusze, zajadając się białoruskimi smakołykami i przepyszną domową szarlotką Małgosi, a na obiad jej produkcji gołąbkami. Co tu się dzieje kulinarnie! Jedzone jest lepiej niż w domu ? Reszta dnia upłynęła na pracach obozowych i inspirujących rozmowach.
14 września:
Dzień zaczął się kolejnym jubileuszem – 2000 Alpiną sezonu został dorosły ptak! Niesamowite. Odnotowaliśmy jednak istotny spadek liczby siewkowych w okolicy (w wacki weszło o połowę mniej niż wczoraj), co dało nam więcej czasu na zaległe prace obozowe. Tomasz ze Stasiem zadbali o wodę i zakupy, a Piotr wykazał się siłą tura podczas jej dźwignia. Marta z Kamilą (klasycznie już) przejęły kuchnie, a Karolina zaopatrzyła nas w dostawę lokalnych grzybów, które wylądowały w Thai-style obiedzie jako Koźlaki Mun. Kierowniczka ZPS dostarczyła sobie i Załodze ogrom uśmiechu, przeprowadzając tradycyjny Chrzest czterem obozowym nowicjuszom, rokującym lepiej niż świetnie. Dzień zakończył się powitaniem w obozie gościa z Białorusi, Slavy i świętowaniem kolejnego okrągłego wyniku i konstruktywnego obozowego dnia
13 września:
Dziś na obozie wielki Dzień Trzech Sztosów: 100 Siewek, Szlamnika oraz Racuchów. Pierwsza trzycyfrówka od dłuższego czasu, z czego szlamniki stanowiły dokładnie 25% zaobrączkowanych ptaków! Pracy było w bród, gdyż ptaki doleciały i ochoczo wchodziły do strategicznie ustawionych wacków. Załoga w dalszym ciągu wykazuje się godną pochwały pracowitością i zaangażowaniem, co sprawia, że życie na obozie jest istną sielanką. Szczególnie, gdy Marta przejmuje dowodzenie w kuchni, skutkujące idealnie puszystymi drożdżowymi racuchami w ilości graniczącej z przesytem, a reszta dzielnej załogi dba o czyste naczynia, dostatek wody oraz jedzenia. Kierownik ZPS jest dumna i wielce uradowana. Bedzie świętowane.
12 września:
Dzień rozpoczął się pięknie – pierwsza Alpina okazała się 3000 siewką sezonu! Uczciliśmy to jak należy wieczornym świętowaniem przy świecach. Dzisiaj okolice obozu nawiedziły silne wiatry, a wraz z nimi ptaki i mocne wahania wody, więc biegania z wackami było co niemiara. Zaowocowało to wynikiem o 3 zaobrączkowane ptaki wyższym niż wczoraj. Bywało nawet 11 ptaków z jednego wacka. Warte wspomnienia jest 6 szlamników i kolejny kszyk. Uradowana załoga rozgrzewała się, podobnie jak w dniach poprzednich, poranna owsianka oraz popołudniowymi plackami ziemniaczanymi w maślakowym sosie. Wybrykom kulinarnym nie ma końca.
11 września:
Dzień rozpoczęty niewielką liczbą ptaków w wackach, zakończony został wynikiem lepszym niż w dniach poprzednich, z zaskakująca różnorodnością gatunkową. Z ciekawszych odwiedziły nas 2 kszyki, śniady, batalion, szlamniki czy lokalna sieweczka obrożna. Jedna siewka do trzech tysięcy w sezonie! Ponadto w obozie trwają szaleństwa kulinarne: sycąca owsianka na śniadanie oraz grzybowa na bazie lokalnych darów natury sponsorowana przez Karolę. Idealnie na wietrzną i chłodną pogodę. Nie mamy tu jednak tak kolorowo – gryzące muchy od dwóch dni nie dają nam spokoju. Walczymy.
10 września:
Ptaki trochę zwolniły, ale dzień rozpoczęty sutym śniadaniem z domowej roboty dżemem agrestowym oraz brzoskwiniami z ogrodu Kamili poprawiło humory. Dzień upłynął na załatwianiu spraw obozowych, w tym zakupach (dzięki PNG!) i dostawie wody, sponsorowanych przez Gabi i Tomka, sprzątaniu oraz przedstawiania wacków. Bardzo konstruktywny dzień, zakończony wspólną kolacją na bazie ciepłej kiełbaski, tudzież papryki.
9 września:
Dzisiejszy dzień przyniósł roszady, zarówno kierownicze, jak i załogowe. MPL przekazał punkt w delikatne i subtelne ręce ZPS, a skład załogi został zasilony o reprezentację Mazur oraz Wielkopolski. Załogą targały ambiwalentne uczucia – smutek z powodu odchodzącego, a radość – przybywającego kierownika. Nowy kierownik = nowe zasady, więc Załoga wykazywała się wzmożoną aktywnością i pracowitością. Jednym z efektów były serwowane na obiad kopytka al’a Marta&Bazyli. Ptaki łapią się na stabilnym poziomie ok. 40 dziennie. Dodatkowo powstał drugi obchód, będący efektem wieczornego Tańca z Wackami.
Rozbijanie i pierwsze dni (PRD+GZA)
Wzloty i upadki lipcowe (PNG+AWŁ)
Comments are closed here.