Obóz cz. 3 – wyczekiwanie i… są! (WMS+KSA)
4 sierpnia:
Poranny chłód był tylko złudzeniem, patelnia znowu wróciła. Siewki słabo się łapały, po czym z ostatnich 3 obchodów prawie 40 ptaków. Czy to dobra wróżba na jutro? Świeżo wyrzucony glut dał nadzieję, specjalnie poprzestawialiśmy wacki no i efekt jest. Dziś wielkogabarytowo – siewnica (już trzecia), canutki, szlamniki, kamusznik. CALFER P69 ciągle się retrapi, no ale ile można?! Prezes informuje o 1000. alpinie, a z ostatniego obchodu pierwsza dla sezonu młoda alpinka.
3 sierpnia:
Siewki nieco odpuściły, ale tłuste piskliwce na drugim miejscu dzisiejszego podium! Na koncie pierwszy dla sezonu szlamnik i druga po wczorajszej siewnica. Wreszcie trochę ochłodziło się i cały dzień można było obrączkować w domku, a myśli kierownika i załogi przestały obsesyjnie krążyć wokół arbuza z lodówki, lodów, tudzież bardziej tu realnych sposobów chłodzenia się. Kierownik opanował w języku migowym wypraszanie na odległość turysty z rezerwatu (w kulturalnym tłumaczeniu: Wracaj, skąd przyszedłeś! Nie widziałeś tablic?!). W załodze krakowski akcent i pyszne, krakowskie precle.
2 sierpnia:
Dziś było tak gorąco, że już po drugim obchodzie wypełzliśmy z domku obrączkować w cień krzaków. Siewek sporo, bo do setki zablachowanych z dnia zabrakło tylko 8 ptaków! Ale sporo też retrapów, bo aż 69. Hitem dnia była siewnica. Załoga spisuje się na medal, 100% obecnej to studenci z koła KOS UG. Mimo że wczoraj pozalewało Gdańsk, to Wielki Kuling czuwa nad obozem – drugi dzień postraszyło burzą i… nawet nas nie drasnęło.
1 sierpnia:
Kolejny dzień żar leje się z nieba. Wymiękamy… Alpina nieco odpuściła, dziś przeważały retrapy. Kierownictwo po WMS przejęła KSA. Jeden z wacków w niewyjaśnionych okolicznościach został zmasakrowany. Czyżby przez dwójkę rozgrzanych turystów, którym zabrakło miejsca na plaży w Chałupach?
31 lipca:
Ptaki wciąż dopisują. Ze względu na upał przenieśliśmy obrączkowanie z domku pod krzak rokitnika. Chłodzimy się wszystkimi możliwymi sposobami. Trening Kasi (KSA) na kierownika dobiega końca i od jutra około południa przejmie władzę na punkcie. Potencjał socjalno-kulinarny załogi przeszedł wszelkie oczekiwania. Dzięki za nowości w postaci turbogalaretki i turbomiśków z Biedry (by Marta w wykonaniu Soni) oraz racuchy i placki (by Sonia). Aha – bym zapomniał: w ostatnich trzech dniach Stockholm na alpinie i Kiev na alpinie i ferruginejce. No i dziczymy dalej!
30 lipca:
Wrócił upał i duchota. Ptaki są i nawet się łapią. Byłoby ich więcej gdyby nie dziury w wackach w komorach zbiorczych. Powstały same z siebie w elementach zrobionych z ——– cieniutkiej siatki. Naprawiliśmy ale trzeba być czujnym. Wymiana części załogi. Ktoś nie dotarł bo zabłądził i prawie utonął w bagnie. Ciekawe jakim? Rzeczywistym czy w przenośni?
29 lipca:
Takich dni na Kulingu jest mało i przechodzą do historii. Dzień zaczął się przyzwoicie. Do 12:00 mieliśmy 50 zablachowanych siewek. Obchód o 14:00 i Armagedon. Ulewa, grad: ściana wody z nieba a wacki pełne ptaków! Decyzja: ile się da do koszy, a reszta (sorry) poleciała na wolność. MKZ ocenił, że wypuścił 80 ptaków, a w tym max 10 retrapów. W domku załoga suszyła zmokłe pierzaki. Full profeska i do obnóżkowania trafiały wychuchane. W sumie z tego obchodu zablachowaliśmy 94 siewki. Jak dodać te wypuszczone to wirtualnie jesteśmy na poziomie rekordu obchodu wszechczasów. Suma dnia 166 czyli ex equo 16 wynik wszechczasów.
gumisie w płynie by Marta .
28 lipca:
27 lipca:
Dziś ptaki zeszły na drugi plan. Zresztą ledwo udało się osiągnąć dwucyfrowy wynik. Cofnęliśmy się na ten jeden dzień o 25 lat! Szczegóły w kultowym KULINGowskim Raporcie® za 2018 rok albo na XXXV leciu! Zgłaszajcie się, bo będzie się działo!
26 lipca:
No cóż. Ostrygojad nr 101 podratował z lekka nastrój. Jednak mizerny wynik nasuwa myśl, że sierpniowa dziura nastała niespodziewanie już w lipcu. A może wszystko leci nad nami i u nas nie siada? Podnosimy morale na wszelkie możliwe sposoby. Ale żeby w końcu lipca przez cały dzień nie zaobrączkować ANI JEDNEJ alpiny???
25 lipca:
Wydobyliśmy i reanimowaliśmy wacka z krzaków co go zimą morze oddało. Pracuje ich tyle co nigdy. Niestety wacków jest więcej niż siewek w okolicy. Juvenalna czubatka jako wackowy bonus i turbo galaretka w dwóch smakach.
24 lipca:
Nędzy ptasiej ciąg dalszy. Zachodzimy w głowę czy czasem szczyt migracji nie jest teraz, a ptaki siedzą po prostu po drugiej stronie Wisły. Jednak dzień zdecydowanie uratowało ciasto Danusi W. wraz z nią samą oraz GLorek z Jegojolą. Zupełnie jak 20 lat temu.
23 lipca:
Upał zabija. Pakom też się nie chce. Piskliwiec PRAHA podniósł ciśnienie, tak jak kandyzowana pigwa by GZA. Dorobiliśmy dwa wacki by być gotowym na nadchodzący (kiedyś) nawał alpiny.
22 lipca:
Zmiana kierownictwa. Foki płaczą za Dziką. Genialne racuchy oraz agrestowe mleko z 2012 roku.
wcześniejsze relacje:
Rozbijanie i pierwsze dni (PRD+GZA)
Wzloty i upadki lipcowe (PNG+AWŁ)
Comments are closed here.