Obóz cz. 2 – Wzloty i upadki lipcowe (PNG+AWŁ)
21 lipca:
Jedzenie jak zwykle wyśmienite. Dziś łazanki na kapuście z morza. Kobiety zdominowały obóz. Ptaków oporowo. Ponad setka, w tym 2 ostrygojady i kontrola ze Sztokholmu. Nowe siły wraz z bonusową dawką kalorii dzielnie wspierają tych nieco zmęczonych. Bielik pożarł nam srebrzaka.
20 lipca:
Dzień zaczął się owsianką z owocami. Na obiad był owsik (czyli krupnik na owsie). Zdrowa dieta nie przełożyła się na liczbę złapanych ptaków, więc na kolację była kiełbasa. Tropikalne temperatury zatrzymały turystów na plażach, więc dziś trochę spokoju. Niestety ptaki też plażowały i nie chciały współpracować. Zostało więc plażowanie i lektura Puszkina w czarnej obwolucie. Co prawda złapał się pierwszy kwokacz, ale przelotu jak nie ma tak nie ma.
19 lipca:
Ptaki biegają wokół wacków a my za nimi. Może trzeba rzucić wackiem aby się coś złapało. Walczyliśmy o 400 a okazało się że o 500 nam chodziło. Zabrakło kilku, ale cóż. Pierwszy kamusznik na otarcie łez.
18 lipca:
Od rana niespodzianka: ptaki w wackach. Przez cały dzień ptasio przyzwoicie. W sumie dziś 62, w tym 3 kontrole z kolorowym Węgrem. A na piękne zakończenie dnia cyraneczka. Jak ptaki się łapią to i zjeść porządnie trzeba, więc dzień pyszności: racuchy w dwóch smakach i karkóweczka.
17 lipca:
Pada, śpimy, pijemy sok Nagóra i jemy dżem. Mikrego. Sok nie pomógł bo do 400 zabrakło 1 (nie wiem jak oni liczą – przyp. red.). Dziś 18 czyli każdy złapał 2 ptaki.
16 lipca:
Pogoda taka, że obchód i prysznic w jednym. Ptaki powoli kapią ale gatunkowo urozmaicenie. Pierwsze piaskowce zbyt przepierzyły nam mózgi bo nie można było określić czy 0 jest 5 albo 9. I co powinno być pierwsze. Odbyły się nawet konsultacje z WMS, ale i wódz nie był w stanie poprawnie wskazać odpowiedniej cyfry. My i tak wiemy swoje. Może to sprawiło, że dzisiejszy dzień miał 48 godzin. Ale tu czas nie gra roli. Były zakupy z bonusem od Nagóra. Specjalny eliksir na złego. Zły w postaci rudzielca nie odpuszcza.
15 lipca:
To było tak dawno, że już nie pamiętamy.
14 lipca:
Dołek dopada kierownika: 6 siewek. Turyści napierają na plażę przed rezerwatem przez co załoga się nie myje i odbija się to na wspólnym bytowaniu. Zaczynamy odprawiać rożne rytuały aby przyciągnąć siewki do wacków. Prezes szuka sieweczek i trasę obchodu buduje w kształcie slalomu z przeszkodami. Wiara jest naszą ostatnią nadzieją na lepsze czasy.
13 lipca:
Ptaków coraz mniej, mniej. Depresja dopada. Załoga też się powoli kurczy. Załoga za narada kierownika wyżywa się literacko w zeszycie załoganta. Wieczory spędzamy na dyskusji dotyczącej przyszłości po biologi i co będzie z nasza edukacja.
12 lipca:
Wyniki spadają. Liczba załogi wzrasta. Pogoda nie rozpieszcza, ale za to dotarły posiłki z Carpatiki w postaci Huberta i Gosi. Wolny czas spędzamy na czytaniu książek, spaniu, graniu w gry planszowe i piciu wysokoprocentowego mleka :):)
11 lipca:
Mieliśmy dwa ptaki z paszportem szwedzkim i jednego Holendra.
10 lipca:
Dzień minął pod znakiem działań gospodarczych. Sprzątanie, zakupy i bieżące obrączkowanie. Załogantka Basia zadowalała załogę i kierownika swoim kunsztem kulinarnym robiąc mielone z ziemniakami i mizerią na obiad. Wieczorem wyczarowała placuszki marchewkowe z czosnkiem. Wieczór minął pod znakiem oglądania półfinałów mistrzostw świata w piłce nożnej. Osoby nie interesujące się tą dyscypliną były oddelegowane do obchodów (załogantka Gabriela).
9 lipca:
Wczoraj pierwszy dzień mojego kierowniczenia (PNG). Pogoda dość łaskawa pozwalała odpocząć. Załoga dzielnie pracowała na punkcie mimo chwilowego załamania pogody i trudności w powrocie ze Świbna z wodą. Wieczorem gry i zabawy integracyjne przy mleku.
wcześniejsze relacje:
rozbijanie i pierwsze dni
Comments are closed here.