Wrzesień 2017
Zobacz WYNIKI OBRĄCZKOWANIA 2017
29 września:
To już naprawdę koniec. Głupi pomysł ze zwijaniem się dzień roboczy doprowadził do jazdy po bandzie, ale dzięki zaangażowaniu wielu osób – wszystko się super udało, a o 19:00 do kontenera trafił kajak co było symbolicznym zwieńczeniem akcji. Akcja zaczęła się już o 6:30, kiedy wstała cała czteroosobowa ekipa w domku (Kasia, Kropa, Michał i SZB) i rozpoczęła demontaż dachu i wynoszenie niespakowanych sprzętów na zewnątrz. Słonce rozgrzewało i pojawiali się kolejni pomocnicy – AJN i AKS, a nawet MKZ (wie, kiedy zaspać). Było już wiadomo, że domek rozłożymy na czas, ale dopiero zjawienie się silnej ekipy (AGO, KSA, Emila, Ania i Alvaro) pchnęło prace na wszystkich frontach naprzód w zawrotnym tempie. Nawet wacki, na które już obóz nie mógł patrzyć bez niechęci, zostały do końca rozmontowane i popakowane. Traktor przyjechał o 12:30, i szybko z Michałem na pokładzie pojechał. Zmyła się też większość wsparcia i podążając za traktorem pomogli PNG i JTP rozpakować pierwszy traktor. Później do tej dwójki dołączył MSC i CWJ i drugi traktor nie byłby problemem, gdyby nie fakt, że do jego zapakowania zostali tylko Kropa, MKZ, AKS i SZB. Ale dało się i nie został po nas prawie żaden ślad na cyplu (a wręcz wywieźliśmy masę nie naszych śmieci). Jeszcze łódź trafiła do warsztatu a AKS dotarmosił się z kajakiem do Świbna…
28 września:
Koniec. Ostatni wacek zabrany, choć ptaki do obchodu o 18:00 były. Ptakiem nr 2765 była młoda alpinka i na tym koniec. Załoga czteroosobowa dała sobie radę z zebraniem wszelkich naszych sprzętów po okolicy, w tym tablic rezerwatowych, które bezpiecznie przechowamy do przyszłej wiosny. Wacki też udało się rozkręcić (bez kilku) i zrelaksować wieczornie. Jutro od świtu demontaż domku przy wsparciu tych wszystkich, którzy wesprzeć nas zechcą. Traktor będzie o 12:00 🙂
27 września:
Nadal mamy lato. Niemęczące słońce w dzień i gwiazdy w nowiu w nocy umilają nam pobyt. Siewki też chyba maja raj, bo po kilkaset przelatują z kąta w kąt, wydają się nie żerować, a łapią nam się tłuste. O ile oczywiście jakieś się złapią, bo nie jest to reguła na obchodzie a i wynik dzienny nie powala. 15 zaobrączkowanych ptaków to wynik bardzo aktywnej postawy, połączonej z odłowem krewetek i dokarmianiem nimi piaskowców – co zaowocowało złapaniem siedmiu z nich (wydaje się, że więcej czystych nie było). Piaskowce wydają się genetycznie zaprogramowane do unikania wacków, ale też krewetką nie wzgardzą. Stan załogi spadł do trzech osób plus kierownik, co przejawia się wyraźnie obniżoną konsumpcją – zarówno żywności jak i prądu. Kukurydzę z puszki jemy na przegryzkę, bo nie przejemy.
26 września:
Lato i bezptasie. 7 alpin!!!
25 września:
Wacki nosimy i wozimy łodzią gdzie tylko jakaś siewka postawi stopę, a ptaki kapią jak kapały. I jeszcze płoszy je nam krogulec. Dopisują foki i załoga, można podyskutować merytorycznie i o Tatrach i o Białowieży 🙂 Gościnnie pojawiła się tez Ewelina z Błękitnego Patrolu WWF. Stan załogi to obecnie 6 osób, ale w środę i czwartek zmaleje do 4, więc zapraszamy!
24 września:
Z braku ptaków musimy dogadzać sobie kulinarnie. Emilia pod tym względem jest nie do pobicia. Załoga nadal liczna więc i Zły trochę odpuścił, dopieszcza nas pogodą i nawet kapnęło 14 siewek. W tym złota, trzecia już w sezonie. Wyprawy po złote runo czasem kończą się wywrotką, a czasem znalezieniem śladów kopytnych. Ostatni weekend obozu sypnął też zawodnikami na kierownicy. Szczególnie jeden nas wzruszył, uważał, że on może łazić mimo zakazów, ale my jemu zdjęć nie mamy prawa robić 🙂
23 września:
1 minuta~!!!!!
22 września:
Pogoda, humory, stan osobowy załogi (8!), posiłki (pizza! by Emilia), łódź, nowy kierownik (SZB) – wszystko dopisuje poza… ptakami. Dziś wacków nie zaszczycił ani jeden, a w maxie na cyplu było do 8 siewek, w tym ŻADNEJ alpiny.
20 września:
Bardzo powoli odbijamy się od dna… dziś już 5 siewek. Za to w załodze wyraźne ożywienie, dojechało kilka osób, w tym dwójka Estończyków i Portugalczyk. A na plaży niepłochliwy wydrzyk ostrosterny.
19 września:
Dzień szacowania strat i naprawy zniszczeń po bezlitosnym żywiole…. Na wieczór pierwsza po sztormie honorowa alpinka bo już zanosiło się na drugą dobę bez siewek.
18 września:
W nocy przyszedł ZŁY i zaczęło wiać znacznie mocniej niż się spodziewaliśmy. Cypel zabrało niemal cały, a woda podeszła na kilkadziesiąt merów od domku…. Mimo dużych nadziei na wypatrzenie iście sztormowych ptaków, humor poprawiły nam jedynie licznie migrujące bernikle obrożne, których łącznie poleciało 150.
17 września:
Załogi dalej nie ma wbrew temu co mówi grafik. Cóż, powoli staje się normą, że ludzie z niewyjaśnionych przyczyn nie docierają na punkt. Wieczorem zaczęło ładnie dymać, czego efektem była przemiła obserwacja trzech dorosłych wydrzyków tęposternych. Dzień żegnamy składem dwuosobowym…
16 września:
Za nami piękny słoneczny dzień i zmiana kierownika z AKA na AKS , za to w załodze bez zmian, nadal oscylujemy miedzy dwoma a trzema osobami. Ptaki identycznie jak wczoraj – czyli prawie cztery dyszki, co jak na ten sezon jest bardzo przyzwoitym wynikiem. Na cyplu z godnych odnotowania młoda rybitwa białoskrzydła.
15 września:
Ptaki ruszyły, ale nie od razu. Początek był trudny. Od nocy zaczęło ubywać lądu, co powodowało ekspresową ewakuację wacków… czyli dzień jak co dzień. Dodatkową atrakcją było skubanie wacków z glonów, jutro kontynuacja. Po południu wiatr zaczął słabnąć. Opuścili nas Halina z Piotrkiem, a przybyła Ania, która przywiozła ze sobą ciasteczka i nowe ptaki 🙂 Odwiedziła nas alpinka z Finlandii. Generalnie pobiliśmy rekord zaobrączkowanych ptaków. Po dwóch obchodach było więcej niż od wtorku. Może już być tylko lepiej. Jutro zmiana kierowników /AKA/.
14 września:
Noc była wietrzna… poranek też i właściwie reszta dnia również. Pierwsze obchody przyniosły retrapa alpiny i śledzia. Ptaki się krzątały po okolicy, garstka nawet weszła do wacków, które intensywnie przestawialiśmy walcząc z uciekającą i pojawiającą się znienacka wodą. Od rana czekaliśmy na meksykańskich gości, ale nie dotarli… Było nam przez chwile przykro. Meczący dzień uczciliśmy budyniem czekoladowym /AKA/.
13 września:
Przy śniadaniu świeciło słonce, nawet trochę raziło w oczy. Była sieweczka obrożna i alpinka. Potem załogant Jacek zniknął w lesie, ale tylko na godzinkę. Tyle wystarczyło, żeby wrócił z dwoma siatami grzybów. Dominowały rydze. Jak można się domyślić, obiad mieliśmy dziś przepyszny 🙂 Ze śródlądzia doszły do nas wieści o zbliżającym się wietrze i deszczu. Faktycznie, zaczęło wiać, a to zaowocowało przestawianiem wacków na każdym kolejnym obchodzie, bo raz wody ubywało, a potem przybywało. Doceniliśmy to jakże rozgrzewające zajęcie. Przez resztę dnia prym wiodły puste wacki. Ptaki owszem były, ale nie kwapiły się do wacków. Emocje wzbudził szablodziób, który z gracją przechadzał się pomiędzy wackami. Na pocieszenie złapała się młoda siewnica. Wieczór upłynął nam na zbiorowym rozwiązywaniu krzyżówek (co z nimi?!? – pyt. red.). Przed ostatnim obchodem lunęło i zawiało, ale jakoś przetrwaliśmy. Dzień zakończyliśmy z jedenastoma siewkami na liczniku /AKA/.
12 września:
Dziś było pięknie. Jesienne słońce muskało spragnione słońca twarze załogantów. Rano zablachowaliśmy alpinkę nr 2017, co skromnie uczciliśmy przy wieczornym biesiadowaniu. Nastąpiła zmiana kierowników, stery przejęła AKA, a AGO wyjechała. Załoganci dzielnie walczyli z wszelkiej maści insektami atakującymi domek. Jedni stawiali na ilość inni na jakość. Ptaki… otóż ptaki nie postanowiły skorzystać z pięknej aury panującej w UW. Do wieczora zaobrączkowaliśmy sześć ptaków,a po ostatnim obchodzie radośnie wynik podwoiliśmy. Obecnie wydawać by się mogło, że mamy więcej wacków niż migrantów. Po plaży spaceruje kilka szlamników, piaskowców, minutka, totanus, a dominuje oczywiście zmienny /AKA/.
11 września:
2000 alpina. O poranku uczciliśmy ja Ptasim mleczkiem. Cały dzień poranny sukces podtrzymywał nas na duchu, bo ptaków nie było zbyt wiele,za to pogoda rewelacyjna. Kremy z filtrem upchnięte po kątach znowu się przydały. Uzupełniliśmy zapasy prowiantu, zjedliśmy pyszny krakowski sernik od Jacka, no i wieczorem kolejny raz uhonorowaliśmy alpiny.
10 września:
Nadeszła dobra zmiana:) nowy kierownik – nowe zasady gry:)
Wymiana załogi,rotacja kierowników – o poranku kończył zmianę MPL, później przejął WMS, a pod wieczór AGO. Uzbieraliśmy oczko – 21 ptaków, w tym aż 10 LIMLAPkow.
9 września:
Rano nic nie wskazywało na udany koniec dnia. Jednak jeszcze przed południem wykryliśmy nową wysepkę, na której z czasem pojawiało się coraz więcej pierzaków. Rzuciliśmy tam moc waców, co skutkowało całkiem dobrymi połowami. W efekcie Wielki Kuling obdarzył nas drugim wynikiem tego września i prawie 60 siewkami. Dzień był jednak meczący bo zatoka się cofała i zalewała wace i musieliśmy za nią dziś intensywnie ganiać. Na cyplu ostry, w przelocie słoń mniejszy i pod wieczór melka w stadzie mew. Alvaro wpadł i zaraz wybył. SZB jak nie było tak nie ma, a jutro przybywa Wódz i wybywa MPL.
8 września:
Był eryk, ale poza tym dalej panuje siewkowy dołek. Nadrabiamy więc jak się da pozaptasio. Wyróżnia się w tym kolektyw Ełcki w osobie Tomka, który nieustannie coś robi w obozie. Reszta zresztą też nie próżnuje. Monika znów zebrała rydze, które MPL usmażył na maśle i które ochoczo skonsumowaliśmy całą obsadą obozową. Wierzymy, że jutro też będzie dzień i Wielki Kuling posypie oczekiwanymi siewkami. /MPL/
7 września:
Po wieczornym party wstaliśmy z trudem. Zły przybrał na sile. Siąpiący poziomo deszcz i spory wschodni wiatr nie ułatwiały pracy. Po trzech obchodach okazało się że to dziś jest dzień Laponika 😉 Do 10-tej chyba cztery były w wackach, i przeważały. Do alpin dołączył trineb (pierwszy w sezonie) i zrobiło się miło /Rafał O./.
6 września:
Dziś piękny wschód słońca nad Przekopem Wisły. Zapowiadało się słonecznie, ale mimo braku wiatru Zły pomieszał nam szyki. Po południu drobny, ale upierdliwy deszcz. Trudno. Żyć trzeba.
Rano poprzestawialiśmy wacki, żeby działały. Zadziałały. Wyniki: ogólnie 31. Pojawiły się foki na kierownicy wschodniej w ilości około 60+ sztuk. Kluczowy okazał się obiad. Krzyś przejął stery w kuchni i zaskoczył nawet Michała. Sznycel z ziemniaczkami i surówką z marchewki i jabłka. Palce lizać i mistrzostwo świata Kulinga gwarantowane. W międzyczasie na wieży obserwacyjnej pojawiła się Eve Linak z siostrą i wycieczką emerytów. Zgarnęli pocztówki i wybyli /Rafał O/.
5 września:
Dzięki dobremu ustawieniu waców i dostawie ptaków wreszcie się coś działo. 83 zaobnóżkowane; głównie alpiny, ale też 11 piaskowców i powitany radosnym wrzaskiem ostrygojad. Poza tym jadamy rydze z okolicznych krzaków i oglądamy wydrzyki, z których jeden ganiał dziś nad obozem sokoła wędrownego. /MPL/
4 września:
Wiatr trochę usiadł i trzeba było tyrać przesuwając wace w tę i z powrotem. To jednak przyniosło poprawę w stosunku do wyników przedpołudniowych, kiedy zaszczyciła nas zaledwie jedna bosa siewka. Kulinarnie też dajemy radę. Może obiad nie był wybitny, ale rydze jako przystawka pozostaną dłużej w pamięci (dzięki Monika!) Jak co dzień byli też goście. Nie tylko sympatyczni zresztą, ale i pomocni 🙂 /MPL/
3 września:
Dziś Zły nas nie oszczędzał siekąc deszczem i wiatrem. Zmiana w kierownictwie z AGO na MPL nie przyniosła na razie zasadniczych zmian w ilości zaobnóżkowanych pierzaków. Rano nawet pojawiły się jakieś siewki, ale większość znikła tak szybko jak się zjawiła. Było trochę miłych gości z rożnych stron, którzy zapowiedzieli też, że jeszcze tu wrócą. /MPL/
2 września:
Zły się wściekł, chciał zdmuchnąć naszą bazę, ale dzielna chałupa dała radę. Poranek był typowym pyjama morning (zdjęcie z godz. 9). Nadrobiliśmy deficyty snu i odszukaliśmy wszystkie wacki – mamy komplet! Teraz pokrzepieni śniadaniem i darami z Wrocławia – wyśmienitymi francuskimi i włoskimi serami czekamy na siewkusy, Złemu się nie damy.
Na koniec dnia, cóż powiedzieć – mieliśmy sześć zaobnóżkowanych siewek, ale w tym dwa teminki, które choć trochę wynagrodziły. Zły niestety nas nie opuszcza.
1 Września:
Niestety niż dopadł nas na całej linii – ptasiej i pogodowej. Ptaków malutko,ale o poranku dwa bieliki na półwyspie. Wykorzystaliśmy dzień do uzupełnienia zapasów wody pitnej,po które przy fali sztormowej wyruszył dzielnie Andrzej. Wyruszyliśmy się solidnością gości z wieży,którzy obiecali w zeszłym roku, że w podziekowaniu przywioza dla nas prowiant – m.in. uzupelnili zapasy mleka. Do załogi dobił o poranku Krakus Krzysiek,który jak zwykle przywiózl całą blachę REWELACYJNEGO ciasta,które poprawiało nam humor przez cały dzien.
Slogany dnia,bo przy takiej pogodzie tylko głupawki mozna sie spodziewac. „Zaciąłem się kalesonami” oraz tego samego autora: „mam kłopoty z wciąganiem” (oczywiscie chodzilo o te same kalesony).